Ta strona wygląda tak kiepsko, ponieważ korzystasz z przeglądarki nie obsługującej ogólnie przyjętych standardów internetowych. Aby zobaczyć ją w pełnej krasie, zaktualizuj ją do wersji zgodnej z tymi standardami. Trwa to krótko i nie kosztuje nic.

KMK Software Katowice, Studio usług komputerowych

* Stanisław LEM *

Czy jesteśmy sami w kosmosie?

Wykład 2

Przypuszcza się, że gdyby nie nastąpiło oczyszczenie niebios, tzn. masowe wypadanie wody z chmur, a tym samym podwyższenie się poziomu oceanów, gdyby nie obniżenie temperatury; jeśli by nie została uruchomiona fotosynteza; dzięki której pojawił się w dużej ilości tlen w atmosferze - to nigdy nie byłoby na Ziemi inteligencji, jakkolwiek byłaby być może bogata flora, a może nawet fauna pochodząca od metanowców. Przypuszczenie to wynika stąd, że aby takie ruchliwe organizmy, jakimi jesteśmy, mogły istnieć, energetyka tego procesu musi być dość wydajna. Otóż nie znamy wydajniejszych procesów niż przy uczestnictwie tlenu. Natomiast efektywność reakcji opartych na metanie jest znacznie gorsza. Nie było żadnych możliwości, by one mogły utworzyć przejście ku fotosyntezie. Fotosynteza to rośliny. A rośliny to baza, zielony akumulator, na którym stoi całe życie.

My wszyscy jesteśmy niesympatycznymi pasożytami. Nie tylko spożywamy, w sposób nikczemny i będący naruszeniem podstawowego sojuszu wszystkiego co żyje, naszych zwierzęcych pobratymców, nie tylko rzucamy się z zębami na nieszczęsne indyki, woły i świnie, ale także męczymy szpinak i kapustę. Nie chodzi już w tej chwili czy mamy do tego prawo, czy nie, tylko po prostu o to, że wszystko co żywe, spożywa inne życie, a rośliny z punktu widzenia etyki zachowują się najszlachetniej, bo korzystają z energii słonecznej. Żyjąc w ten sposób nikogo nie krzywdzą. Szpinak jest więc bez winy, a my jedząc go popełniamy zbrodnię. Oczywiście, nie było jeszcze nigdy takiego etyka, który by tego rodzaju koncepcję głosił, ponieważ między napisaniem jednego, a rozpoczęciem pisania drugiego traktatu, sam musiałby zasiąść do obiadu. Nagminność wykroczenia nie jest żadnym usprawiedliwieniem. Cóż tu dużo mówić - żyjąc mordujemy wszyscy. W tym sensie jest to pasożytnictwo powszechne. Teraz zresztą ludzkość, jest na najlepszej drodze, aby w ramach ogólnego postępu wszystko wytruć i wytępić, między innymi i rośliny. Wówczas dzięki konsekwentnemu podcięciu gałęzi, na której siedzimy, wszyscy marnie zginiemy. Ale to wchodzi w zakres futurologii, a ja teraz uprawiam coś w rodzaju retrologii, bo mówię o tym, co było. Powracam więc do tematu.

Proszę zwrócić uwagę na następującą ciekawostkę. Jeżeli popatrzeć na protokóły paleontologiczne, zauważa się dziwną rzecz. Mianowicie najstarsza era, nazwana paleozoiczną była zaledwie paręset milionów lat temu, a życie na Ziemi istnieje prawie od 4 miliardów lat. Przez 3 miliardy lat dreptało więc sobie w miejscu. Najpierw były metanowce, a potem rozmaite algi. W atmosferze nie było tlenu i nie było ozonu. Ozon jest parasolem ratującym nas przed promieniami ultrafioletowymi. Gdyby wtedy życie próbowało wyjść, w sensie ewolucyjnym z oceanu nie mogło tego zrobić, ponieważ frakcja nadfioletowa promieniowania słonecznego działa absolutnie zabójczo. Na nas obecnie działa mniej zabójczo, bo możemy włożyć marynarkę albo kapelusz. Ale skąd pierwotne meduzy miały wziąć marynarkę? W związku z tym musiał powstać koniecznie nad kulą ziemską parasol złożony z ozonu. Żeby powstał ozon, musiał być w atmosferze wolny tlen. Jak widzicie, wyliczam warunki, które musiały to wszystko spowodować.

Mniej więcej trzy i pół miliarda lat temu, dwutlenek węgla został już silnie z atmosfery wypłukany. Ilość azotu poważnie wzrosła, ale tlenu prawie w ogóle nie było. Im mniej było dwutlenku węgla w atmosferze, tym słabszy był efekt cieplarniany. Temperatura gwałtownie spadała, a w niższej temperaturze zaczęły padać deszcze. Błyskawicznie (tj. w skali powstania planety w parę milionów lat) mieliśmy oceany podobne do dzisiejszych i niebo prawie zupełnie czyste. Słońce nie miało jeszcze dzisiejszej temperatury. Przypuszcza się, że wynosiła ona na jego powierzchni około 5 tysięcy stopni Celsjusza. Do dzisiejszej emisji trochę mu brakowało. Średnia temperatura roczna Ziemi spadła wtedy poniżej 10°C. Tu nie zdajemy sobie nawet sprawy, jak mało brakowało, aby nas nie było. Gdybyśmy wtedy mieli o 1,5°C mniejszą średnią roczną temperaturę, nastąpiłoby nieodwracalne zlodowacenie. Przyszła wtedy epoka lodowcowa, ale jedna z łagodniejszych. Słońce grzało tymczasem coraz mocniej, pojawiły się w oceanach zielone algi, które zaczęty produkować tlen. Było to bardzo chytre z ich strony, o czym nawet nie wiedziały. Wystarczy wejść 10 - 15 metrów pod wodę by nie dochodziło już promieniowanie ultrafioletowe. Gdy algi nasyciły wodę tlenem, zaczął się on w końcu wydzielać do atmosfery i z czasem powstała otoczka ozonowa. A wówczas życie mogło już wyleźć na ląd i tak się pomaleńku zaczęło... Wtedy też okazało się, że energetyka zaproponowana przez ten drugi rzut ewolucji, tzn. energetyka tlenowców jest nieporównywalnie znakomitsza i wydajniejsza i tak samo jak przegrało kolejnictwo parowe z elektrycznym, tak musiała energetyka metanowa przegrać z tlenową. Odtąd już zaczęły się rozwijać tylko istoty, z których my bierzemy początek. Było to bardzo niedawno, bo zaledwie przed 3,5 miliardami lat.

Musiał jednak upłynąć co najmniej miliard lat zanim życie na tyle okrzepło, że powstały wielokomórkowce. Gdy uczyłem się w gimnazjum w latach trzydziestych, zaczynano mówić, że epoka paleozoiczna była paręset milionów lat temu. O tych miliardach lat; które były przedtem nikt nic nie wiedział. Uczyli nas, że cała Ziemia istnieje w ogóle tylko 2 miliardy lat. Obecnie wszystko potroiło się w perspektywie wstecz. Cóż z tego wynika? Jakie osobliwe warunki muszą być spełnione? A co dzieje się, jeżeli planeta jest o 5 milionów km bliżej albo dalej od Słońca? Jeśli jest o 5 milionów km bliżej, wtedy nie dochodzi do skroplenia chmur, przeciwnie temperatura z 42°C zaczyna rosnąć coraz bardziej w górę aż do 500°C i mamy już Wenus ze wszystkimi konsekwencjami. A gdy jest o 5 milionów km dalej, wtedy temperatura spada grubo poniżej 10°C i robi się solidna, nieodwracalna epoka lodowcowa i znów życia nie ma. Czyli powstaje koszmarna perspektywa, że ludzkość ma prawo do miana sieroty w skali galaktycznej. Czy naprawdę jest tak niedobrze i czy nie ma żadnej nadziei, żeby z kimś pogadać, o tym powiem innym razem.

Wykład 3


Dodaj do Ulubionych / Zakładek Pomógł Pajączek Stanowcze NIE dla spamu ! Poprawny HTML 4.01 Transitional Poprawny CSS 2.1 Licznik