Ta strona wygląda tak kiepsko, ponieważ korzystasz z przeglądarki nie obsługującej ogólnie przyjętych standardów internetowych. Aby zobaczyć ją w pełnej krasie, zaktualizuj ją do wersji zgodnej z tymi standardami. Trwa to krótko i nie kosztuje nic.

KMK Software Katowice, Studio usług komputerowych

Spokojnie, to tylko kataklizm

Czy wichury i burze, które ostatnio nawiedzają Polskę, są oznaką trwałych zmian klimatycznych?

Nawałnice, które ostatnio przeszły nad Górnym Śląskiem Odnotowywano już w przeszłości. Są one charakterystyczne dla klimatu przejściowego, który panuje w Polsce. Jednak ze względu na sygnały o ocieplaniu się klimatu, należy stale wzmacniać naszą obronę przed żywiołami.

Taką burzę, jaka nawiedziła Polskę na początku tego tygodnia, można było przewidzieć i meteorolodzy z tego zadania wywiązali się dobrze. Zapowiadali, że nad naszym krajem powstanie front na granicy dwóch mas powietrza: zimnego z rejonu Atlantyku i ciepłego ze wschodniej części kontynentu.
- Powstała tzw. bruzda niskiego ciśnienia - tłumaczy prof. dr hab. Tadeusz Niedźwiedź z Katedry Klimatologii Wydziału Nauki o Ziemi Uniwersytetu Śląskiego. Ta sytuacja utrzymywała się przez kilka dni. Ciśnienie zmieniało się o 5-6 hektopaskali w ciągu kilku minut Było to zjawisko rzadko obserwowane.
Jednak mimo dokładnych prognoz meteorologów nie byliśmy przygotowani na pojawienie się nawałnicy nad Katowicami.
- Burza jest zjawiskiem zachodzącym szybko i w sposób chaotyczny - mówi prof. Niedźwiedź. Dlatego nikt nie mógł przewidzieć, że w południowej części Katowic pojawi się chmura o średnicy do kilku kilometrów, która w górnych warstwach będzie miała temperaturę nawet minus 40 stopni Celsjusza.
Feralnej nocy, z poniedziałku na wtorek, w Katowicach wiatr wiał ze średnią szybkością 16 m/s, a maksymalne porywy sięgały nawet 36 m/s.
- Takich porywów nie zanotowano od 1961 roku, czyli od początku gromadzenia przez nas takich danych - mówi dr Leszek Ośródka, klimatolog, kierownik Zakładu Monitoringu i Badań Środowiska Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej w Katowicach.

Warunki atmosferyczne w Katowicach.

- Osoby, które stały się ofiarami wichury, mówiły, że nigdy czegoś takiego nie widziały. Ale przecież w zeszłym roku, 4 lipca, doszło do tylko trochę mniejszego oberwania chmury - przypomina prof. Niedźwiedź.

Latem 1965 roku zanotowano w Katowicach podmuchy wiatru o prędkości 14 m/s, a w latach: 1968, 1970 i 1979 - wiatry wiejące z siłą 12 m/s.
- Z moich analiz wynika, że silne burze i wichury zdarzają się w Katowicach średnio co 6 lat - informuje dr Ośródka.

Najwięcej burz występuje w górach, głównie w Tatrach, gdzie jest aż 30-35 dni burzowych w roku. Górny Śląsk plasuje się pod tym względem tuż za obszarami górskimi. W naszym regionie średnio jest 27 dni, w czasie których mocno wieje i pojawiają się wyładowania atmosferyczne połączone z nagłymi ulewami. Częstość występowania na Górnym Śląsku burz wynika z urozmaiconego ukształtowania powierzchni regionu. Miejsca, w których tworzą się „wyspy ciepła”, sprzyjają intensyfikacji ekstremalnych zjawisk. Do takiego wniosku skłania się prof. Halina Lorenc z Zakładu Klimatologii Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej w Warszawie, która w huraganach, gradobiciach i powodziach widzi objawy zmiany klimatu. Prof. Jane Lubchenko z Uniwersytetu Stanowego Oregonu twierdzi, że dlatego pogarsza się jakość wody i powietrza, ubywa roślin i zwierząt, klimat staje się coraz bardziej „rozchwiany”, jest więcej kataklizmów, bo nic w przyrodzie nie odbywa się bez skutków ubocznych. Wycinanie lasów, zamienianie stepów w pola uprawne, osuszanie terenów podmokłych - skala degradacji środowiska przez człowieka jest ogromna.

Czy zjawiska ekstremalne w przyrodzie się nasilają? Nie ma zgody na ten temat wśród naukowców. Z jednej strony kontrasty pogodowe można wiązać z tym, że w ciągu ostatnich 100 lat w skali globalnej klimat na świecie ocieplił się o około l stopnia Celsjusza. Na potwierdzenie tego przywołuje się następujące fakty: brak mroźnych zim, zanikanie przejściowych pór roku, wzrost liczby zjawisk ekstremalnych.

Z drugiej strony te informacje są wykorzystywane przez zwolenników bardziej wstrzemięźliwego oceniania stanu klimatu. Wszystkie te niepokojące zjawiska można bowiem uznać za charakterystyczne dla klimatu przejściowego, który panuje w Polsce.
- Nie należy niczego przesądzać - mówi dr Ośródka. - Być może zachodzą jakieś zmiany klimatyczne, ale trzeba się temu przyglądać i analizować dane. Nie należy wyciągać pochopnych wniosków. Nie zauważyłem, by zjawiska ekstremalne w przyrodzie się nasiliły. Oprócz obiektywnych zmian musimy przecież wziąć pod uwagę to, że mamy coraz lepsze narzędzia badawcze i coraz więcej wiemy. W ostatnich latach mamy szerszy dostęp do informacji. Przecież kilkadziesiąt lat temu woda też zalewała wsie, wichury zmiatały budynki z powierzchni ziemi, ale mało kto o tym wiedział. Dziś, np. dzięki satelitom, telefonom komórkowym, radarom, automatycznym urządzeniom wiemy więcej i szybciej otrzymujemy informacje. Poza tym dziennikarze, informując opinię publiczną o wichurach w różnych zakątkach Polski, stwarzają wrażenie, że mamy jakąś hekatombę.

Jednak klimatolodzy nie mają zamiaru usypiać naszej czujności. - Musimy się zabezpieczać na wszystkie możliwe sposoby - ostrzega prof. Niedźwiedź. - Zarówno jeśli chodzi o państwo, jak i pojedyncze osoby.

Informacje klimatologów powinny się znaleźć na biurkach decydentów. Nadal nie mamy w kraju systemu obrony w razie klęsk żywiołowych. Zamiast go stworzyć organizujemy okazjonalne zbiórki na rzecz ofiar klęsk żywiołowych.

- Na dłuższą metę lepiej mieć system „w uśpieniu” niż oszczędzać na ludzkich tragediach - mówi dr Ośródka. - To tak jak z pogotowiem ratunkowym. Czasami lekarz może przez kilka dni nie wyjeżdżać do wypadku, ale warto mu płacić, żeby uratował potem jedno ludzkie życie.

JACEK DEREK

Powyższy tekst pochodzi z:
Dziennika Zachodniego
Nr 168, z dnia 20 lipca 2001 r.

Od siebie muszę dodać, że takiej burzy jeszcze nie widziałem w życiu. Cały czas oczywiście stałem w oknie, ale tym razem je zamknąłem. Deszcz padał prawie poziomo. Wyglądało to, jakby ktoś wylewał wannami wodę zza bloku. Wszystkie drzewa były także wygięte do poziomu. Większość tego nie przetrwała. Połowa topoli rosnących na osiedlu została złamana, przygniatając wiele samochodów stojących na parkingach. Niestety, nie były to czasy powszechnej dostępności aparatów cyfrowych, więc swoich zdjęć nie mam. Po burzy wybrałem się na spacer i zgodnie z moją wiedzą na temat zjawisk pogodowych, mogę stwierdzić, że w czasie tej burzy przez okolice przeszło małe tornado. Począwszy od dzielnicy Katowice Murcki, poprzez Giszowiec, aż po Nikiszowiec ciągnął się ślad po burzy. Pozrywane dachy, połamane drzewa. Za tornadem przemawia fakt, że była to wyraźna ścieżka zniszczeń. W jednym miejscu leżały powalone kilkudziesięcioletnie drzewa, a 50–100 metrów na boki od kierunku przejścia burzy, nie było żadnych zniszczeń. Może się mylę, ale nie jestem meteorologiem. Nie wiem jak w innych dzielnicach, ale na moim osiedlu sprzątanie trwało ponad dwa tygodnie. Do dzisiaj na skwerach i trawnikach straszą pieńki połamanych drzew. W ramach porządków wszystkie topole, które przetrwały burzę zostały skrócone do około 10 metrów, żeby następnym razem tak szybko się nie łamały.

Poniżej zamieściłem dwa zdjęcia satelitarne, obrazujące rozwój komórek burzowych nad Polską feralnego dnia. Po kliknięciu w zdjęcie, otworzy się ono w pełnej rozdzielczości w nowym oknie / nowej zakładce przeglądarki.

Godzina 16:37 czasu letniego.

Godzina 17:38 czasu letniego.

Zdjęcia zostały zamieszczone dzięki pomocy Panów: Prof. dr hab. Tadeusz Niedźwiedź, oraz Dr Artur WidawskiKatedry Klimatologii Wydziału Nauk o Ziemi Uniwersytetu Śląskiego. Dziękuję.


Dodaj do Ulubionych / Zakładek Pomógł Pajączek Stanowcze NIE dla spamu ! Poprawny HTML 4.01 Transitional Poprawny CSS 2.1 Licznik